Po namiętnym flircie z jakże przepiękną sekretarką, Shane zaczął pokonywać schody skocznym krokiem. Nie wiedział czemu tak bardzo błagał ją, by dała mu kluczyk z numerem cztery. Po prostu spodobał mu się ten numerek i chuj. Tak bardzo go chciał... I w końcu go dostał, ehueheuheuhe. Ubrany w czerwoną, rozpiętą bluzę, która odsłaniała jego tors i czarne bojówki, z zacieszem na ryju ciumkał kwaśnego lizaka. Nie ma to jak wielka torba i do tego dwie gitary, jedna basowa, druga elektryczna. Chciał wziąć jeszcze swoją perkusję, ale brat kategorycznie mu tego zabronił. Może i byłby problem z transportem, ale co go to, kurwa, obchodzi?! D: On to chciał mieć w pokoju!
Pośpiesz się, debilko.
Spierdalaj, skwitował swojego przyjaciela i stanął przed drzwiami do pokoju.
Jak przywitasz nauczycieli, co im tym razem zrobisz? Może od razu wrzucimy im petardę? Niech się trochę przestraszą... Albo pająki... No chyba, że-
Morda, warknął.
Kopnął drzwi z buta, pewnie i tak nikogo nie ma. Ha, nie mylił się. Drzwi puściły pod wpływem uderzenia buta.
- Sieeeeemaaaaa, Nyahahaha~ - przywitał się nie wiadomo z kim, stawiając swoje bagaże na ziemi.-Kuźwa mam być sam w pokoju?! no błagam D: -posmutniał i jednym ruchem zdjął bluzę ciskając ją na podłogę, rozejrzał się po pokoju i stwierdził że chyba się przejdzie, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.